Ulicę oświetlał jedynie blady księżyc, ale mężczyzna, który widział, jak Werner wysiada z samochodu i wchodzi do domu, bez problemu przebijał wzrokiem ciemność. Jego oczy płonęły nieludzkim ogniem.
Tooms czaił się za żywopłotem po drugiej stronie ulicy, obserwując i wyczekując.
Kiedy Werner zniknął za drzwiami, wyprostował się, zwinnie przemknął przez ulicę i dopadł domu.
Stanął wprost przed czujnikiem systemu alarmowego. Alarm nie włączył się.
Wernera nie poniosła wyobraźnia. Coś naprawdę było nie tak - coś strasznego.
Polowanie rozpoczęło się.