Z jednej strony to powieść o zamkniętym społeczeństwie wiejskim, pogruchotanym świecie rodzinnym czy niełatwych relacjach. Ucieczce od znanego, emigracji czy pracy z trudną osobą starszą. Desperackich próbach życia, dysforii czy uciekaniu od orientacji na skutek niezrozumienia własnych pragnień. Przeszłości, która nigdy nie odchodzi w zapomnienie.
Z drugiej strony to powieść, która może i zgrabnie opisuje sceny z życia, ale brakuje jej celowości, więc przybiera postać wydmuszki. Brak liniowego czasu daje autorce dużą swobodę a forma wycinków wspomnień nadaje klimatu oraz pozbawia większości wymagań względem fabuły, tyle że nawet te zabiegi niewiele dają, jeśli czytnik zamyka książkę z myślą „to już?“.
W moim punkcikowyn rankingu książek tytuł ten i tak radzi sobie dobrze, a kiedyś wiele bym za niego dała, ale teraz? Teraz na rynku jest niczym ziarenko białego ryżu na talerzu z bardzo ciekawy daniem. A jednak jestem tutaj, by o nim napisać, bo w Kindze Sabak tkwi potencjał, który kiedyś może nas wszystkich w sobie rozkochać.