Przeczytałam bardzo dobrą obyczajówkę. Akcja rozgrywa się podczas historycznej powodzi, którą oczywiście pamiętam, ale tylko z medialnych doniesień. Tu czuję się, jakbym była w środku całego zamieszania. Woda, setki ton wody, walka o umocnienie wałów, worki z piaskiem, szlam, błoto, ludzkie dramaty, pomoc dla powodzian. Dla mnie to wszystko bardzo obrazowe i wiarygodne. Do tego nostalgiczna wycieczka w końcówkę ubiegłego wieku, z charakterystyczną muzyką, programami, grami, komiksami, nawet ze „Strażnikiem Teksasu”. Pamiętam, pamiętam.
Bohaterowie - czterej nastoletni chłopcy, Na zewnątrz bardziej lub mniej zbuntowani, dumni i niezależni, wszystko wiedzący lepiej. A w gruncie rzeczy wrażliwi i zagubieni, emocjonalnie rozdygotani. Taka jest młodość, bardzo trudny czas w życiu człowieka. Co się dzieje w duszy i głowie dojrzewającego nastolatka trudne jest do przewidzenia. Starają się radzić sobie sami, podkreślają dorosłość i autonomię, ale każdy z czterech przyjaciół potrzebuje i skrycie oczekuje pomocy starszych. Czy ją otrzymuje? Autor świetnie zarysował nie tylko postaci młodych ludzi, ale i towarzyszących im dorosłych, ich emocje, problemy, oczekiwania, skomplikowane relacje rodzinne i ich przyczyny. Te wewnętrzne dylematy dorastających chłopaków i ich bliskich piętrzą się, gdy nadchodzi stan zagrożenia, w tym wypadku wielka woda, powoduje dodatkowe traumy i lęki. Nie bezpośrednio, bo nastolatkowie nadchodzącą powódź traktują jako wakacyjną przygodę, ale wskutek wydarzeń, które woda ze sobą przyniosła. Widzę niestety analogię do dzisiejszych czasów i życia w stanie niepewności co dalej. Nie chcę tego wątku rozwijać, ale wiadomo o co chodzi. Dorastanie to trudny czas, a dojrzewanie w czasie kryzysu to niełatwe wyzwanie.
W tej znakomitej dla mnie powieści obyczajowo - psychologicznej pojawia się wątek kryminalny, który ani nie jest wiodący, ani nie buduje napięcia. Jest jednym z przyczynków do rozwinięcia się postaci głównych bohaterów. Kolejne traumatyczne przeżycie, z którym muszą sobie poradzić. Nie wiem tylko po co te kartki z zapiskami, które burzyły ciągłość narracji i niczego nie wnosiły. Wyciągnęła po chłopaków topiel z 1997 roku swoje łapska, czy ich wchłonęła?
„Topiel” czytało się znakomicie od pierwszej strony, rozkręcała się powoli, ale potem złapała mnie i trzymała w garści, a końcówka to już prawdziwe szaleństwo, choć serce mam złamane.