Pierwsza rzecz, która odstrasza kiczowatością i daje zupełnie mylne wrażenie, to okładka. To nie jest żaden harlequinowy romans! Na szczęście zignorowałam ją i odpaliłam audiobooka mimo wszystko.
Mam mieszane odczucia po lekturze. Książki słuchałam podczas wczasów w Albanii, więc opisywaną scenerię miałam przed oczami - warunki idealne. W powieści było mnóstwo ciekawostek o kraju, informacji historycznych i obyczajowych, szczerze nie spodziewałam się, że będzie tego tutaj aż tak dużo. Równie dobrze można potraktować "Tiary..." jako fabularyzowany przewodnik, więc jeśli kogoś skusiła nazwa kraju w tytule, będzie zadowolony. Niestety z drugiej strony, kiedy bohaterowie wymieniają się tymi wszystkimi faktami, dialogi i całe sceny wypadają bardzo, bardzo sztucznie. Kto rozmawia ze sobą w ten sposób, jakby równie dobrze mógł czytać fragment encyklopedii albo rozprawki w szkole?
Główna bohaterka kupuje na aukcji dwie tiary, które okazuje się, że mają wyjątkowe znaczenie i związek z Albanią. Kobieta rozpoczyna śledztwo, próbuje odtworzyć historię tych przedmiotów, w tym celu przemieszcza się pomiędzy różnymi krajami. Poza sztucznością, o której już wspomniałam, śledzi się tę jej podróż z ciekawością. Jeśli więc jesteście w stanie przymknąć oko na niedoskonałości, to polecam, bo naprawdę upakowano tutaj dużo wiedzy.