Przeczytane
II wojna światowa
Literatura obozowa i łagrowa
Literatura polska
Nie chciało mi się wierzyć, że Rawicz ukradł historię Witoldowi Glińskiemu (to skrajna podłość, kraść komuś pomysł, ale jak okreslić kradzież p r z e ż y ć?) - nie chciało mi się w to wierzyć do momentu przeczytania książki.
Po lekturze (mam nadzieję, że nikt nie zacznie ''przygody'' z literaturą łagrową od tej książki) ,,Długiego marszu'' można dojść do następujących (błędnych) wniosków:
- ci Rosjanie wcale nie byli tacy źli, skoro wydawali autorowi kilogram chleba za lekką (w warunkach łagrowych) pracę
- w łagrach nie istniał dosłownie żaden rygor (poza hasłem ''krok w prawo, krok w lewo - zastrzelimy cię'')
- ba! w zasadzie łagry przypominały obóz survivalowy
- zima na Syberii wcale nie jest taka mroźna, jak się może wydawać
- w łagrach można było otwarcie krytykować radziecki socjalizm (i nie dostawało się za to kuli w łeb, ani dodatkowego wyroku, bowiem ''ci Rosjanie wcale nie byli tacy źli'')
- urki i suki są mitem; do łagrów trafiali tylko dobrze wykształceni, dobrze wychowani, kulturalni i niezłomni więźniowie polityczni
- w łagrach więźniowie byli bardzo solidarni, wobec czego można było rozmawiać o planowanej ucieczce z każdym, wiedząc, że ktokolwiek sie o tym dowie, nie pobiegnie z donosem do naczelnika.
I wiele innych. W każdym razie: ta książka brzmi tak fatalnie, jest sucha, nie czuje się jej i jest przy tym pełna tylu niedociągnięć (historycznych, na przykład), że równie dobrze mógłby ją napisać mój młodszy brat ...