Uznany scenarzysta i rysownik aka Paco Roca serwuje powtórkę z powieści Melville'a. Pierwszy błąd autora rzuca się w oczy na starcie: dosłownie powiela nazwy oraz historię, która natchnęła go podczas ,,produkowania'' Latarnika. Przez co traci na znaczeniu cały kontekst zarysowanej tragedii młodzieńca uciekającego przed faszystami czy rozbitą wewnętrznie Hiszpanię, gdzie trwa niepotrzebna wojna domowa. Rzucanie tekstami o kapitanie Nemo, Moby Dickach czy syrenach z Homera, to jawna taniocha i nawiązywanie dla samej uciechy piszącego, i tak wątłej, niezbyt angażującej opowieści nad rozterkami morza w aferze mew. Szalbierska zgrywa z klasyki literatury wrzucona w dzisiejszy trend popkultury, gdzie wyśmiewamy podróżników. Dawne ideały czy ludzi oceanu. Niby unosi się ,,duch'' wagabundy z buntowniczym nastawieniem do zgorzkniałej rzeczywistości, ale historia jest potraktowana skrótowo, mało elastycznie i nieoryginalnie. Jak na pierwszy kontakt z twórcą, który jest uznany w świecie komiksowym - wyszło przeciętnie i niemal odtwórczo. Wszystko wydaje się suche, matowe i zaplanowane, jak widownia w sitcomach. Zwroty akcji, jak z Polsatu, a zakończenie ratuje od, w zasadzie czego?, jutro zapomnę o Latarniku. Jeśli Paco Roca pisze opowieści w takim stylu, no to się nie polubimy.