"Muminki" to jedna z bajek, która obok "Pszczółki Mai" czy "Smerfów" towarzyszyła mi w dzieciństwie. Do dziś pamiętam przemądrzałą Małą Mi, niezależnego i fascynującego Włóczykija czy straszliwą Bukę, która nomen omen do dziś potrafi wywołać lekki niepokój (wyjątkowo udany dziecięcy potwór). Ostatnio "Muminki" zostały przywrócone do łask dzięki pewnej polskiej aktywistce. Także gdy mój syn wybrał tę książkę w bibliotece miałam mieszane uczucia... No ale, że to w końcu bajka dla dzieci, do tego z mojego dzieciństwa, postanowiłam sobie ją nieco przypomnieć.
Akurat tej pozycji nie czytałam. Z dzieciństwa pamiętam tylko "Zimę Muminków" oraz dobranockę. W tej książeczce Tata Muminka postanawia napisać powieść. Wpada na genialny pomysł, że wyprawa na ryby będzie idealną okazją do stworzenia opowiadania. Czy mu się to uda?
Ciężko ocenić mi tą książkę. Z pewnością dzieciom się spodoba - ma duże, barwne ilustracje i mało tekstu, więc czyta się ją błyskawicznie, ale jakoś ta historia do mnie nie przemówiła. Ot, taka wyprawa na ryby. Niby z mnóstwem przygód i z ciekawym opisem przyrody i w ogóle, ale jakoś mnie nie urzekła. Taka prosta, przyjemna i cieniutka lektura, ale bez tzw. "efektu wow". Można poczytać, ale raczej szybko o niej zapomnimy. Także bez większego szału.