Są książki, których lektura zadziwia nieprawdopodobnymi historiami wziętymi z życia, książki, który lektura porusza głęboko i pozostaje w czytelniku przez długi czas. Są książki, od których nie można się oderwać z obawy, że bohaterowie żyć będą dalej sami, bez naszej współobecności. Taką książką jest "Taniec z gronostajem" - opowieść o uwikłaniu w toksyczną miłość, o woli przetrwania, piekle codzienności, próbach ucieczki z destrukcyjnego związku i wreszcie - budowaniu życia na nowo. Znajomość Krystyny z Wiktorem zaczęła się romantycznie - on mieszkał za granicą, ona w Polsce, więc pisali do siebie piękne listy. Wkrótce Wiktor poprosił Krystynę o rękę i nie został odrzucony. Zamieszkali w jego domu w Holandii. Sielanka trwała krótko, ponieważ wkrótce okazało się, że Wiktor jest uzależnionym od alkoholu domowym despotą, a życie z nim przypomina piekło. Czytelnik śledzi perypetie małżeńskie bohaterki z zapartym tchem. Cały czas zadaje sobie też pytanie, jak to możliwe, że wykształcona, utalentowana kobieta mogła aż tak poddać się stosującemu przemoc alkoholikowi. Na szczęście udało jej się przerwać ten obłędny taniec, znalazła pomoc i uniezależniła się psychicznie.