Przeczytałam "Noc, kiedy umarła" i przepadłam. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam i sięgnę po kolejne pozycje autorki. Mój pierwszy wybór padł na "Tak cię straciłam".
Susan Webster miała kochającego i bogatego męża - Marka oraz malutkiego synka - Dylana. Tyle, że tamto życie to już przeszłość. Kobieta nazywa się teraz Emma Cartwright. Dopiero co wyszła ze szpitala psychiatrycznego, gdzie odbywała karę za zabicie własnego dziecka. Orzeknięto u niej psychozę poporodową, zwaną także depresją połogową. Susan nie pamięta, co się wydarzyło tego feralnego dnia, ale nie ma podstaw, żeby twierdzić, że tego nie zrobiła - nie zabiła. Aż do dnia, gdy dostaje tajemniczą kopertę, a w niej zdjęcie przedstawiające czteroletniego chłopca, podpisane imieniem jej syna. Czy to możliwe, że Dylan naprawdę żyje, a ostatnie cztery lata jej życia, to jedno wielkie kłamstwo?
Susan może liczyć tylko na pomoc przyjaciółki, która dzieliła z nią celę - Cassie. Niespodziewanie jednak w jej życiu pojawia się pewien dziennikarz - Nick, który postanawia pomóc jej dotrzeć do prawdy. Cassie i Nick nie pałają do siebie sympatią, ale oboje będą się starali współpracować dla dobra Susan. Tymczasem ona zacznie nie tylko dostawać kolejne dowody, ale także coraz poważniejsze ostrzeżenia, żeby nie drążyć dalej tego tematu.
Czy Dylan naprawdę żyje? A jeśli tak, to czy Susan uda się go odzyskać? Komu można ufać i kto stoi za losem jaki spotkał tą dziewczynę?
Jak już wspomniałam to moje drugie spotkanie z autorką i w zasadzie w podsumowaniu mogłabym napisać dokładnie to samo. Autorka świetnie myli tropy, trzyma w niepewności i napięciu przez całą książkę oraz serwuje zakończenie, którego nie sposób przewidzieć. Czytając tą książkę tak naprawdę trzeba zwracać uwagę na drobnostki, bo to one później nabierają zupełnie innego znaczenia i nadają sens całej historii. Dla mnie jedno jest pewne - z pewnością sięgnę po kolejne pozycje autorki!