Powieść przedstawia głęboki, emocjonalny proces, jakim jest próba ocalenia siebie po stracie najbliższej osoby. Oscyluje wokół bólu i żalu, ale również odnajdywania nadziei i sensu w obliczu tragedii.
Już od pierwszych stron wiemy, co się wydarzyło. Słowa: diagnoza, rak, współczucie, smutek, łzy – nie pozostawiają wątpliwości. Weronika opowiada o miłości do Witka, o planach na wspólne życie… i o szoku wywołanym informacją o chorobie. Opisuje chwile tuż po stracie – chaos, smutek, zdruzgotanie. Jej świat się wali, a rzeczywistość wydaje się być bezsensowna. Zmaga się z różnymi emocjami – gniewem, poczuciem winy, rozpaczą, zaczyna izolować się od świata zewnętrznego. Na szczęście może liczyć na wyrozumiałość w pracy i dobre serce przyjaciółki. Jednak wszystko ma swoje granice – w końcu zarówno Agata, jak i szef Weroniki wpadają na podobny pomysł – zmuszają dziewczynę do zmiany otoczenia, do wyjazdu z mieszkania pełnego wspomnień i rozpaczy.
Pobyt w Kołobrzegu, pełnym znajomych miejsc i pozytywnych wspomnień, wydaje się dobrym rozwiązaniem. Okazuje się jednak, że pula pecha nie zostaje wyczerpana, bo dochodzi do błędu w rezerwacji i musi dzielić pokój z nieznajomym mężczyzną. Gorycz i złość aż rozsadzają Weronikę, ale musi pogodzić się z nadprogramowym lokatorem, ponieważ ze względu na trwający festiwal filmowy znalezienie jakiegokolwiek innego noclegu wydaje się cudem… Czy spotkanie z irytującym Sebastianem coś zmieni? Przeczytajcie sami…
Książka może okazać się ważna dla wszystkich, którzy aktualnie stają oko w oko z egzystencjalnymi pytaniami o sens życia i śmierci, o to, w jaki sposób funkcjonować dalej, gdy nie ma się siły lub gdy życie w pojedynkę przeraża. Temat żałoby i sposobów radzenia sobie ze stratą został ukazany w tak empatyczny i pełen wyrozumiałości sposób, że czyta się ją z przejęciem, ale jednak swobodnie. Historia Weroniki jest światełkiem w tunelu, oswaja bezsilną rozpacz i w dalszej perspektywie nie przekreśla myśli o możliwym spokoju i ostrożnym szczęściu…