Wojna okaleczyła ludzi już w czasie jej trwania. Zabrała wszystko co tylko stanowiło dla nich jakąś wartośc materialną, ale chyba najtrudniej pozbierać się po utracie najbliższych osób.
Taką historię przedstawia autorka, dzięki której poznajemy Ryfkę, a właściwie Marię. Kobieta zjawia się na wieczorku tanecznym niedługo po wojnie w jednym z mieszkań w Łodzi. Swoim nietypowym zachowaniem intryguje młodego szewca Juliana. Mężczyzna nie moze zapomnieć o kobiecie, która wymyka się mu z rąk.
Kolejne wydarzenia łączą tych dwoje, ale jak tu rozpoczynać nowe życie, gdy stare dzieje tak mocno wpisały się w istnienie i nie pozwalają zapomnieć.
Nie jest to powieść z gatunku tych łatwych, gdzie poznali sie i żyli długo i szczęśiwie, bo każde z bohaterów niesie ze sobą ciężką walizkę przeżyć. Julian skócony z ojcem, wiodący samotne życie i Maria, ocalała z zagłady Żydówka, bez rodziny którą utraciła i bez tożsamości, która wiodła ją prosto na śmierć. Między tych dwoje wciska się inne nieszczęście o imieniu bezdzietność, ktora kładzie się piętnem na wszystkim.
Autorka pięknie pokazuje naszą zależność od przeszłości i tego jak zostaliśmy ukształtowani, co wciąz wpływa na decyzje, podejście do drugiego człowieka. Mówią genów nie wydłubiesz i coś w tym jest. I pochodzneia nie ukryjesz ani pod zmienionym nazwiskiem , anie pod farbowaną fryzurą. Bo tożsamość łączy się nieodrodnie z naszym ja.
Zaskakujace decyje obojga bohaterow może i denerwują, może rozczarowują, ale pomagają zrozumieć , dlaczego czasem rozjeżdzają sie związki osob z różnych kultur.
Ciekawy to debiut pisarski.