Po raz kolejny zostałam "kupiona" przepiękną okładką. Szkoda tylko, że piękno książki kończy się właśnie na tejże okładce i marne szanse, że znajdzie się je w treści.
Historia zupełnie mnie nie porwała. Odnoszę wrażenie, że to chyba taka wariacja i interpretacja Autorki na temat bajki, której wszyscy znamy - mam na myśli Kopciuszka. Ot, to taki "Kopciuszek" naszych czasów. Według mnie niezbyt dobrze to wszystko wyszło i zagrało.
Kaja to wychowanka domu dziecka. Nie zna swoich rodziców, z jej poprzedniego życia pozostał jedynie męski zegarek z grawerem. Chce studiować medycynę, jednakże fundusze (a raczej ich brak) jej na to nie pozwalają. Wtedy cudem dostaje propozycję pracy, która spada na nią praktycznie z nieba. Od razu się godzi, świetnie radzi sobie jako opiekunka Pani Jadwigi (arystokratycznej Pani miewającej swoje humory). Jako, że "Spełnione życzenie" to romans, oczywiście Kaja poznaje przystojnego mężczyznę, który zauważa coś w naszej bohaterce. Dziewczyna jednak dostaje swego rodzaju pouczenie, że nie może spoufalać się z przystojniakiem będącym wnukiem Pani Jadwigi, bo w innym przypadku straci pracę. Jakież to przewidywalne jak historia się potoczy...
Jak to w romansach bywa, Kaja będzie stale myśleć o przystojnym Danielu, Daniel jako celebryta będzie chciał uwieść Kaję i tak oto będziemy czytać o perypetiach w stylu "chcę ale nie mogę". Może miałoby to swój urok gdyby nie fakt, że jest tu sporo niekonsekwencji i swego rodzaju niejasności, które dość mocno mnie irytowały. Jakoś to się nie klei, jakoś to się nie spina w całość.
Nie bawiłam się zbyt dobrze czytając tę książkę. Była zbyt cukierkowa, odrealniona, dziwna. Zakończenie troszkę od czapy - pojawiające się właściwie znikąd, napisane na kolanie, byleby jakoś tę historię zakończyć.
Ta książka była dla mnie sporym zawodem. Może nie była to czytelnicza męka, jednakże nie bawiłam się dobrze czytając historię napisaną przez Autorkę. Piękna okładka, zachęcający opis, klimat świąt a jednocześnie tak zmarnowany potencjał. A szkoda! Daję takie naciągane 4 ze względu na to, że okładce nie można odmówić uroku i dlatego, że właściwie to polubiłam Panią Jadwigę. Inaczej byłoby to takie "trzy na szynach".