Fragment: To nie powieść. Nie byłem nigdy gadułą i nic we mnie większej odrazy nie budzi, niż tasiemce słów zbytecznych. Czy powiedział kto kiedykolwiek coś ponad to, co w jednym krótkim pogardliwym skurczu warg, w jednym grymasie zawrzeć można? Wątpię. Nie zamierzam też tu wcale opisywać wojny europejskiej. Przede wszystkim sam siedzę, niestety, w Europie i wiem, że w domu powieszonego nie wypada mówić o sznurku. Przypadek — zwykły przypadek — rzucił na podołek mój pewne dokumenty i nie mam prawa ich ukrywać. Przypadek również zrządził, że stało się to w roku 1914-ym wtedy właśnie, kiedy pierwsze pioruny wielkiej nawałnicy biły w ląd starego świata. Wróciłem — pamiętam — z Anglii i pracowałem w cichej prowincjonalnej mieścinie południowo-niemieckiej nad ciekawym zagadnieniem: czemu promienie radu zabarwiają szkło na niebiesko? Siedziałem w przyćmionej sali laboratorium — nad ultramikroskopem — kiedy wojna wybuchła i kiedy w ciepły dzień sierpniowy poczciwa, stara Europa dostała nagle pomieszania zmysłów. Dodatki nadzwyczajne, plakaty, mityngi na ulicach, mobilizacja i zwarta ciżba ludzi w ciasnych zaułkach, gdzie się gnieździły redakcje pism...