Ta książka pachnie przede wszystkim miodem , ale też bezpieczeństwem , spokojem , domową kuchnią i wielką mądrością . Mimo że opowiada też o rzeczach złych . O przemocy , niesprawiedliwości , rasizmie . O wspomnieniach , tych które pamiętamy i tych które mimo wysiłków w '' zobaczeniu '' ich pozostają ukryte . Czyż są aż tak straszne , że podświadomość je przed nami ukrywa ? Dlaczego więc pozostawia taki niepokój i chęć ich odkrycia za wszelką cenę ? . Opowieść rozpoczyna się latem 1964 roku , Lily Owens właśnie kończy 14 lat . Nie ma matki i kiedy pyta o nią ojca , lub innych ludzi otrzymuje jakieś enigmatyczne niczego nie wyjaśniające odpowiedzi . Ojciec Lily bezlitosny nieokrzesany gbur , bez śladu miłości i czułości do swego dziecka , posiada sad brzoskwiń i jak mówi jego córka , bardziej kocha swego psa i brzoskwinie niż własne dziecko . Dziewczynka jest zamknięta w sobie , nie ma koleżanek i kolegów , ani żadnych przyjaciół . Jedyną osobą z którą dobrze się rozumie , jest czarnoskóra Rosaleen , opiekunka , niania , zastępcza matka . Pewnego razu Rosaleen wraz z Lily zostają aresztowane . Niania przy tej '' okazji '' zostaje dotkliwie pobita . T.Rey , ojciec Lily , zabiera ją z więzienia , pozostawiając tam Rosaleen i karze dziewczynkę staniem na kolanach na kaszy . Dla Lily Owens , miarka się przebrała , postanawia uciec od ojca , przy okazji zabierając ze sobą swoją jedyną przyjaciółkę Rosaleen . Jak czternastolatka poradziła sobie z wyciągnięciem Murzynki z więzienia , przeczytajcie sobie sami , ja tylko powiem że obie wolne , choć ścigane wyruszają w swoją podróż . Tak naprawdę , nie bardzo wiedzą gdzie idą , nie mają żadnego planu . W sumie cała ta ucieczka i wyprawa to pełen '' spontan ''. Jedyną wskazówką dokąd chcą się udać jest obrazek czarnej Madonny i napis Tiburon , pozostały po matce dziewczynki . W końcu uciekinierki docierają do Tiburonu , do domu trzech sióstr '' z kalendarza '' . Siostry Boatwright : May, August, June , prowadzą pasiekę i żyją ze sprzedaży miodu . Kobiety , mimo niechęci June , przygarniają zbiegów i pozwalają im zostać i pomagać przy pszczołach . W tym miejscu i wśród tych ludzi Lily będzie poszukiwać siebie , prawdy o matce i zrozumienia niesprawiedliwego świata . W tym miejscu będzie przeżywać kryzys własnej wartości i pierwsze bardzo niepożądane nastoletnie zauroczenie . Tu w końcu dowie się prawdy o swojej matce . Książka ciekawie napisana , sporo przydatnych informacji na temat pszczół i ich hierarchii społecznej w ulu ,jakże porównywalnej z ludzką społecznością . Trochę za dużo i zbyt patetycznie o Czarnej Madonnie w Łańcuchach , zaczynały mnie te opisy nużyć . Ale w ogólnym rozrachunku powieść naprawdę dobra . Chociaż mnie najbardziej urzekła postać May . Jej chorobliwa wręcz nadwrażliwość . Empatia doprowadzająca do ogromnego bólu . Sposób rozładowania ? skanalizowania ? tej strasznej siły . Mur z karteczkami . To jak pięknie pisarka o tym mówi na 114 stronie '' Widzisz, Lilly , kiedy ty albo ja słyszymy o jakimś nieszczęściu , może to nas na chwilę zasmucić , ale nie wali się od razu cały nasz świat . Jest tak , jakby nasze serca miały wbudowaną barierę ochronną , która nie pozwala , by ból nas przytłoczył . Ale May tego nie ma . Wszystko w nią wnika : całe cierpienie , które dotyka innych ludzi ". Pomyślałam jak straszne i jakie męczące musi być dźwiganie na swoich barkach krzywd tylu innych ludzi...Oczywiście książkę bardzo polecam , nie zostawi nikogo kto ją przeczyta bez całego mnóstwa emocji .