Jest to książka poświęcona samotnym żeglarzom, zarówno tym, którzy dobrowolnie się wybrali na taką wyprawę, jak i tym zmuszonym do tego przez los. Przy okazji dowiedziałam się, że już w średniowieczu do Hiszpanii przypłynął na łódeczce Indianin. I wiele innych ciekawostek tego typu.
Książka ułożona jest tematycznie: Atlantyk, Pacyfik, Ocean Indyjski i podróże dookoła świata. Autor wyjaśnia terminologię żeglarską, co może nie jest jakoś ciekawe dla takiego szczura lądowego jak ja, ale przyda mi się do krzyżówek.
Co mądrego wyniosłam z tej lektury? Dowiedziałam się wiele o człowieku, o pokonywaniu słabości, o tym, że im skromniejszy człowiek, tym większe jego zasługi, i odwrotnie, 'chwalipięty' doznali klęsk często na skutek błędów w nawigacji albo posiłkowali się techniką, co jest ujmą dla żeglarza.
Poza tym, dowiedziałam się, ze w samotną podróż łódeczką lepiej jest zabrać kota niż kotkę, bo doświadczenie wilków morskich wykazało, iż koty są spokojniejsze i nie trzeba ich tak pilnować, co kotki. Poza tym dowiedziałam się, ze koza jest niewskazana na łódeczce, bo zjada mapy.
To są wszystko ciekawostki powyjmowane z książki, a tak na poważnie, to autor pisze, iż samotność nie jest czymś najgorszym co spotyka samotnego żeglarza, jest próbą sił, i ile jest to samotność dobrowolna i konstruktywna, samotność pozytywna, jak to określił autor.
W sumie lektura ciekawa dla miłośników literatury podróżniczej albo zapalonych żeglarzy.
...