Razem w szklance Zwykle przywiązujemy większą wagę do mówienia. Tego przemawiania, przekonywania, ubierania myśli w słowa uczymy się na specjalistycznych kursach. Wszyscy mówią, ale niewielu zdaje się naprawdę słuchać. Słuchanie wydaje się nam proste, kojarzymy je bowiem z biernym odbiorem. Tymczasem niełatwo jest kogoś wysłuchać, bo trzeba dać mu priorytet. Uznać, że jest ważniejszy od nas. Poruszyć w sobie jakąś część zainteresowaną jego światem. Poświęcić uwagę jego uczuciom, jego sposobowi widzenia rzeczywistości. Dawać mu emocjonalne odzwierciedlenie. Podstawową barierą w słuchaniu jest to, że często nie chcemy słyszeć niczego poza tym, co sami myślimy. Odmienne zdanie mogłoby wywołać trudny do zniesienia dysonans i musielibyśmy zmienić coś w naszym sposobie myślenia. Wolimy tego uniknąć, dlatego nie zadajemy pytań, tylko prowadzimy niekończący się monolog albo nie słuchamy odpowiedzi. Bycie wysłuchanym to prawdziwie leczące duszę doświadczenie, w którym rozmówcy otwierają się na siebie nawzajem. Wytwarza się wtedy jakaś trzecia jakość, która przemienia każdą z osób. W głębokiej i prawdziwej rozmowie granice pomiędzy mówiącym i słuchającym zacierają się, zdania płyną, wynikają z siebie wzajemnie. Nie ma już znaczenia, co i przez kogo zostało powiedziane. Kiedy ludzie mówią, że rozumieją się bez słów, często mają na myśli właśnie ten stan intymnej bliskości, który zdarza się w relacji z ważnymi dla nas i naprawdę bliskimi ludźmi. Myśli swobodnie przepływają, a przestrzeń kontaktu wypełnia się czymś ulotnym. Z takiej rozmowy wychodzimy umocnieni i szczęśliwi. Przez chwilę byliśmy dla kogoś całym światem i ktoś dla nas był przez moment światem. Pewna reporterka zapytana, jak przekonuje ludzi, by opowiadali jej o bardzo osobistych sprawach, powiedziała, że stosuje technikę szklanki: wyobraża sobie, że ona i jej rozmówca wpadli do szklanki, są w niej razem i nikt ani nic poza tym miejscem kontaktu nie istnieje.