Opinia na temat książki Romans pod choinkę

Hit, który wszyscy polecają, a mnie rozczarował? Chyba właśnie na taką książkę trafiłam. "Romans pod choinkę" to ubiegłoroczna powieść świąteczna, którą zachwycało się pół bookstagrama. Ja przeczytałam ją dopiero teraz i mam co do niej mieszane uczucia. Ba, byłam bliska odłożenia jej na półkę po pierwszych 3 rozdziałach. Niesamowicie denerwował mnie język głównego bohatera, a jednocześnie narratora. Ja nie mam nic przeciwko wulgaryzmom w książce, o ile są użyte z umiarem i w odpowiednim kontekście. A tu było czasem wręcz niesmacznie. Momentami nie wiedziałam, czy czytam jakiś tani erotyk czy romantyczną powieść świąteczną. A jeszcze jak wyskoczył z tekstem, który aż kipiał hejtem, to pomyślałam "Nie no serio?!". Zacisnęłam zęby i jednak dałam tej książce drugą szansę. Fakt, zrobiło się dużo lepiej. Pod wieloma względami. I może nawet moja opinia byłaby całkiem pozytywna i przymknęłabym oko na ten niefortunny początek, ale z jakiegoś totalnie niezrozumiałego dla mnie powodu, w ostatnich kilku rozdziałach ten wulgarny język wrócił.

Żeby nie było, że ja tu o samych negatywach, bo przecież czymś ta powieść ludzi zachwyciła. Owszem, sama historia bardzo na plus, niebanalna, postacie z charakterem, fajnie poprowadzona akcja, a za fragmenty z kotem należą się wielkie brawa, bo to było najzabawniejsze ;) No i oczywiście wszelkie opisy i ciekawostki związane z Nowym Jorkiem. Uwielbiam.

Nie nazwałabym jednak tej książki typowo świąteczną. To, że akcja zaczyna się i kończy w okolicach Bożego Narodzenia to jednak trochę za mało. Nie było atmosfery, nastroju. Ot, data jak każda inna.

Reasumując, ani nie polecam ani też nie odradzam. Wiem, że są zwolennicy takiej literatury, jednak mnie nie kupiła. Szkoda, bo znam inne książki autorki i mam z nimi dużo bardziej pozytywne skojarzenia.