Nowa książka Wojciecha Kulawskiego to kryminał z wątkami paranormalnymi i politycznymi. O ile polityki w powieściach nie lubię (chociaż tutaj nie było jej wiele, więc przetrwałam), o tyle duchy, zjawy i potępione dusze wpasowują się w mój gust czytelniczy całkiem zgrabnie.
W kraju szykuje się rewolucja w temacie szumnie określanym mianem praca dobrowolna. W skrócie chodzi o to, że mają powstać specjalne ośrodki, które będą przygotowywać ludzi do bycia pracownikami idealnymi, a pracodawcy będą mogli przebierać w ofertach i decydować się na te najbardziej im odpowiadające osoby, a następnie je zatrudniać. Brzmi całkiem nieźle, jednak po głębszym zastanowieniu trochę trąci to niewolnictwem... Dziennikarz Adam Wolański otrzymuje od swojego szefa propozycję nie do odrzucenia. Mianowicie jego zadaniem ma być wejście wraz z kilkoma innymi ochotnikami do takiego testowego ośrodka i napisanie artykułu na temat zasad tam panujących, ale przede wszystkim ma pogrążyć obecny rząd, bo to pomysł polityków będących aktualnie u władzy, a zbliżają się wybory i pojawia się realna szansa na zmianę przy korycie.
Kiedy dziennikarz po szaleńczej jeździe przez las ląduje na drzewie i traci przytomność, budzi się w izolatce i z przerażeniem zdaje sobie sprawę z tego, że niczego nie pamięta. Nie wie, co tam robi, ani jak się tam znalazł. W końcu dowiaduje się, że bierze udział w szkoleniu, a przebywa w dworku zaadaptowanym na wspomniany ośrodek. Znajduje wskazówki, które sam sobie zostawił, kiedy jeszcze wiedział, kim jest, ale teraz kompletnie nie potrafi ich powiązać w sensowną całość. Kolejnym zaskoczeniem jest fakt, iż uczestnikom szkolenia nie wolno opuścić tego miejsca, chociaż mieli zagwarantowaną opcję natychmiastowej rezygnacji z udziału w programie. Tymczasem dworek okala mur z zasiekami pod prądem. Zaczyna się robić naprawdę ciekawie w momencie, kiedy Wolański poznaje dziwnych mieszkańców dworku. Widuje ich w określonych miejscach i sytuacjach, ale szybko orientuje się, że są to ludzie nie z tej epoki. Kim jest rodzina Rozenbergów, do której należał dworek? Kto zginął i dlaczego o tę śmierć oskarżono Wolańskiego? Czy dziennikarzowi uda się wydostać z ośrodka i skompromitować twórców rządowego programu pracy dobrowolnej?
W powieści dzieje się sporo i to w dość szybkim tempie. Najbardziej pochłonęły mnie fragmenty dotyczące kontaktów Adama z duchami mieszkańców dworku i rodzinnego skarbu oraz zbrodni sprzed lat. Lubię takie klimaty i byłam bardzo ciekawa, jak autor poprowadzi ten wątek.
Sam pomysł stworzenia programu pracy dobrowolnej daje do myślenia. Niby zacny plan, który mógłby wielu ludziom pomóc w godnym życiu, ale z drugiej strony czy dojrzeliśmy do tego, aby tak dalece ingerować w życie podwładnego? Podejrzewam, że taka praca całą dobę i nieograniczone prawa do pracownika szybko zamieniłyby się w wykorzystywanie, czyli zwyczajne niewolnictwo.
Nie do końca podobały mi się postacie kobiet, które w obliczu nowego pomysłu natychmiast przestawiły się na tryb seksualnych niewolnic i nawet cieszyły się z takiej możliwości. To trochę krzywdząca perspektywa dla tych kobiet, które nigdy by się na coś takiego nie zdecydowały, ale takich postaci w tej powieści nie ma.
Na koniec dodać muszę, bo inaczej się uduszę, że redakcja i korekta miały chyba bardzo mało czasu na pracę nad tekstem. Szkoda, bo jest wart tego, by się nim dobrze zaopiekować, aby nie mierził czytelników przegapionymi babolcami.
Podsumowując, polecam lekturę na wakacyjny wyjazd czy relaks w domu. Świetnie się czyta, a Wolański da się lubić.