Książka jest zbiorem wspomnień sześciorga członków rodziny autora – matki Hanny i babci Stefanii Linowskich, wuja Tadeusza Linowskiego, ojca Jerzego Krajewskiego oraz Władysława i Hanny Bober – teścia i starszej siostry jego żony. Ich wspomnienia tworzą panoramę losów Polaków podczas i krótko po drugiej wojnie światowej: okupacja niemiecka w Warszawie, Powstanie Warszawskie, wypędzenie ludności cywilnej; zajęcie Lwowa przez Armię Czerwoną, aresztowanie polskich wojskowych, wywózka na Sybir ich rodzin; internowanie żołnierzy polskich na Litwie, formowanie Armii Andersa, jej droga przez Iran, Bliski Wschód i Włochy na Wyspy Brytyjskie. Bohaterami tych wspomnień są zwykli ludzie, ich treścią – opis ówczesnej codzienności.
Hanna Linowska, 22-latka w chwili wybuchy wojny, opisuje swoje pierwsze miłości: Adama, poznanego w 1939 r. podczas oblężenia Warszawy, który zginął w Oświęcimiu; Stefana, który „miał feler; po wojnie - Zygmunta, który uciekał kutrem do Szwecji… W końcu zwycięża Jurek, ojciec autora.
Tadeusz Linowski, młodszy brat Hanny, w 1945 roku trafia do celi mokotowskiego więzienia za walkę w Narodowych Siłach Zbrojnych. Jego spisane tam „Wspomnienia NSZ-owca” autor odnalazł w archiwach IPN. Na stronie tytułowej jest dopisek: „dla pana kap. Serkowskiego z polecenia p. majora Różańskiego”, a komentarze do protokołów zeznań T. Linowskiego są także w języku rosyjskim.
Stefania Linowska opisuje swoją i męża tułaczkę po wypędzeniu z Warszawy. Trafili kolejno do Bochni, Nowego Targu, Krakowa i Sandomierza. Gdy nadchodziła Armia Czerwona nie dokończyli partyjki tysiąca, bo trzeba było zejść do piwnicy. A „gdy zaczęło dnieć okazało się, że bolszewicy są już na podwórzu. Wybiegliśmy do nich wołając „Zdrastwujtie”, a oni przyszli do mieszkania podając każdemu z nas rękę i prosząc o coś do zjedzenia i wódkę”.
Jerzy Krajewski zwięźle, po żołniersku, przedstawia swoją drogę z Drugim Korpusem generała Andersa. Więcej zapisała jego żona: „Rok pobytu w Kozielsku na Ukrainie był makabryczny. W wielu miejscach napisy świadczyły o ostatniej drodze więźniów do mordowni w Katyniu. Polacy modlili się do Matki Boskiej Kozielskiej w kaplicy, aby ich ustrzegła od takiego losu”.
Władysław Bober swoje wspomnienia spisał z precyzją sędziego: ”Ciemną nocą, o wpół do trzeciej rano 23 marca 1940 r. do naszego mieszkania weszło czterech uzbrojonych NKWD-zistów w towarzystwie dozorcy Łukomskiego. Dowódca, trzymając w ręku wycelowany we mnie pistolet, po spytaniu o imię i nazwisko, zakomunikował mi, że jestem aresztowany i wręczył nakaz. Jego otrzymanie musiałem potwierdzić na oryginale”. Ich autor cudem uciekł z lwowskich Brygidek, walczył w Powstaniu Warszawskim, a do Bytomia, gdzie po wojnie zamieszkał, przyjechał z niemieckiego obozu polskich oficerów koło Lubeki.
Hania Bober, jego córka, jedyna żyjąca jeszcze z bohaterów tej książki, jako 14-miesięczne niemowlę została wywieziona na Sybir, do wsi Pietropawłowka, a potem do Semipałatyńska, pod chińską granicę. „Mama miała na sprzedaż swoje pierścionki, jakieś broszki, papierośnicę ojca. Za to kupowało się mąkę na bazarze, kiedy byłam chora na malarię. Kazachowie nie chcieli pieniędzy, tylko rzeczy na wymianę. Poza rublami krążyły też metalowe, jeszcze carskie pieniądze”.
Na pomysł spisania rodzinnej kroniki Andrzej Krajewski wpadł w latach ’80, kiedy z podobnymi opracowaniami kuchennych recept babć i sukcesów w futbolu dziadków zapoznał się w Stanach Zjednoczonych. Historia jego rodziny wydała mu się ciekawsza; opracował ją w 30 lat później z redaktorską dbałością o przejrzystość tekstów, śródtytuły, przypisy i wyjaśnienia.