Fragment: Mało jest okolic na polskiej ziemi, któreby tak nieznane były, którychby reputacja u nas więcej była skromna, a któreby wszakże mieściły w sobie tyle uroczej rozmaitości, jak cała okolica na pograniczu Galicji, i Rosji, ciągnąca się od Bugu aż do miasta Brodów. Rzadko kto w tamte zajeżdża strony, uważane ogólnie za przepadłe, za któremi jak to stare powiada przysłowie: świat deszczkami zabity; żaden tamtędy nie wiedzie znaczniejszy gościniec, którymby choć z przypadku przemknął jaki miłośnik i znawca tej naszej, tak u nas jak nigdzie, uroz maiconej przyrody. Szlachta tamtejsza, jak zwyczajnie szlachta polska, od tak dawna przyzwyczajona gonić za granicę po piękne widoki i krajobrazy, do których istnienia u siebie, ani się chce przyznać, wstydzi się prawie tej płaskiej, lasami sosnowymi po większej części zarosłej okolicy. Czasem tylko, gdy na zjeździe myśliwskim, lub innej hulance obywatelskiej, zaczną podochoceni rozprawiać to o tym, to o owym, między kłamstwami myśliwskiemi występują przechwałki tej okolicy, podającej w przedmiocie łowów, nie wyczerpane źródło niestworzonych epizodów łowieckich. Lud tamtejszy jak każdy lud prosty, obdarzony od opatrzności instynktowem, bo ani przez siebie, ani przez drugich nie sformułownym uczuciem, lud tamtejszy nie rozumie piękności swoich stron, bo mu brakuje nie zmysłu piękności, ale punktu porównania, ale za to czuje ją serdecznie, bo sercem tak jest silnie przywiązany do swoich lasów rodzinnych, i chat okopconych, iż mu wszędzie indziej jest nudno, przykro, brzydko i niezdrowo.