Przeczytane
Rosja radziecka
Reportaże, literatura faktu
Ogólnie rzecz biorąc reportaż Miedwiediewa jest książką bardzo dobrą - od strony technicznej w sposób niezwykle obrazowy (i co ważne: przystępny przeciętnemu czytelnikowi, średnio obeznanemu z tematyką związaną z reaktorami typu RBMK, ich konstrukcją, działaniem etc.) opisuje przyczyny awarii reaktora w Czarnobylu.
W książce, oczywiście, występują pewne nieścisłości, względnie przeoczenia. Należy jednak podkreślić, że są związane głównie z ,,fabularyzowanymi'' momentami narracji. Oto i one:
1. Zbytnia epickość ukazywanych zdarzeń. Chciałabym, żeby było tak, jak autor opisywał, niemniej jednak, po przeczytaniu szeregu innych książek i artykułów na ten temat - mam poważne wątpliwości. Ale rozumiem - socrealizm i te sprawy.
2. Postać Igora Kostina (jeśli dobrze pamiętam, to jedyny człowiek, któremu udało się sfotografować reaktor z lotu ptaka, następnego dnia po wybuchu) została potraktowana dość... marginalnie. A szkoda.
3. Strony 154-155. Miedwiediew opisuje stada ,,zdziczałych psów'' napadających na koty, inwentarz i ludzi. Psy nie dziczeją w ciągu dwóch-trzech dni. Nigdy. Nawet porzucone. Serio.
4. Strony 155, 187. Autor opisuje porzucone wszędzie zwierzęce truchła, co nie było zgodne z prawdą. Likwidatorzy pracujący przy uboju zwierząt zakopywali je w specjalnych dołach...
5. Strony 182, 188. Robactwo. Dokładniej: muchy. Miedwiediew opisuje je w taki sposób, jakby rzeczywiście mogły wtedy być w pobliżu reaktora. Otóż... To było niemożliwe. Wyso...