Może zacznę od tego, że choć to powieść historyczna z elementami biografii Mustafy Kemala Atatürka, to ja czułam się momentami jakbym czytała ,,Baśnie z 1001 nocy". Niewątpliwie spowodowała to egzotyka kultury z jaką miałam przyjemność w niej obcować. Jednak przejdźmy do sedna.
W niewielkiej wiosce żyją od wieków Turcy, Grecy, Ormianie, chrześcijanie i muzułmanie. Tu kultury przeplatają się ze sobą, nie ma odczuwalnych podziałów, jest akceptacja dla inności. Nie znaczy to, że żyją bezkonfliktowo, ale potrafią darzyć się szacunkiem. Można pomyśleć, że tworzą swoistą strukturę niezwykle daleką od tego co dzieje się w wielkim świecie.
Kolejne rozdziały opowiadają losy różnych bohaterów do których Autor sukcesywnie co jakiś czas wraca. Czytałam po kolei, ale myślę, że z równym powodzeniem można czytać w inny sposób, czyli kontynuując historię zawsze tylko jednego bohatera. Ułatwiają to numery po tytułach rozdziałów informujące nas która to część o danej osobie.
To powieść przesiąknięta miłością i tragedią. To obraz ludzi zmagających się z tym co narzuca im świat.
Jestem pod wrażeniem pióra Autora. Dałam się nieść na falach opowieści i choć miałam pełną świadomość historii jaka została opisana to czułam jakbym weszła do świata baśni. Ta barwność codzienności, inny smak kultury i styl pisania skutecznie mnie omamiły. Kiedy już rozsiadałam się w tym świecie, zostawałam brutalnie sprowadzana do rzeczywistości rozdziałam biograficznymi, w których pojawiał się duch Mustafy Kemala. Tam nie było miejsca na czar codzienności, tam był rodzący się ruch młodoturków, tam dochodzi do rzezi...
Chciałby się powiedzieć a mogło być tak pięknie...
Jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu w jaki Autor podał tę historię, lekkości słowa, giętkości języka. Podziwiam ilość emocji jaką przekazał. Natomiast na koniec zostawił mnie z refleksją, smutkiem ale i nadzieją.
Zapewniam, że #wartojakpieron #czytać
ps. Mogę jeszcze dodać, że jestem zachwycona wydaniem tej powieści