Jak ja zawsze chciałam trafić na taką bezludną wyspę! Budowanie sobie schronienia, udomowienie zwierząt, uprawa zboża - to było coś, o czym mogłam czytać i czytać, a najlepiej robić, tylko wyspy nie było. Dlatego pierwsza część tej książki, do momentu znalezienia Piętaszka, była moją najulubieńszą. Reszta już nie była taka fascynująca.
Teraz trochę inaczej widzę tę książkę, razi przykre zachowanie Robinsona wobec Piętaszka, kazał mu od razu mówić do siebie "panie" (czytałam teraz wersję z wolnych lektur, znalazłam informację w internecie, że w innym tłumaczeniu uczył go swojego imienia) i pewnie czuł się od niego lepszy bo jest Anglikiem, ale w osiemnastym wieku taka postawa zapewne nie była odosobniona, nie mówiąc już o jakiejkolwiek krytyce takiego zachowania ze strony społeczeństwa. Zwróciłam teraz również uwagę na aspekty religijne, ale nie dziwią mnie one, pasują do swoich czasów. W ogóle nie interesowała mnie (i już chyba nie zainteresuje) przemiana Robinsona, bycie synem marnotrawnym i inne tego typu bzdety.