Poezja Venho rodzi się ze skrzeku. Żyje w rowach, błotnistych stawach i rośnie coraz wyżej, by wreszcie wyśpiewać pochwałę Światła. Wchodząc pomiędzy te wersy jak w wysokie trawy, czujemy się zjednoczeni ze światem jak dzieci i jak one nieśmiertelni. Nie ma jeszcze podziału na górę i dół, nie ma przepaści między mrówką a niebem, nie ma grzechu i poczucia winy. Bohaterka Vehno uczy się siebie z natury, stara się czytać jej znaki, przeczuwa, że „nic nie jest tu / przypadkiem”. Nie stara się jednak narzucić światu swojej woli, uporządkować go za wszelką cenę. Wystarczy jej czysty zachwyt i możliwość utrwalenia go w języku.