Prawowitość epoki nowożytnej stawia jedno z najbardziej frapujących pytań współczesności: pytanie o prawdziwe źródła pośredniowiecznej europejskiej kultury umysłowej i jej związki z chrześcijaństwem. Jeśli rzeczywiście – jak się powszechnie sądzi – pojęcia dzisiejszych nauk społecznych byłyby „zsekularyzowanymi” pojęciami teologicznymi, oznaczałoby to, że nowożytność dopuściła się swoistej intelektualnej czy duchowej nieprawości: odrzucając de facto chrześcijaństwo wraz z jego teologią, wykorzystywałaby w gruncie rzeczy jego substancję do własnych celów, wypaczając ją i deformując, a wręcz obracając przeciwko niemu. Tym samym okazałaby się niewdzięczną sukcesorką, gdyż przejmowałaby jakieś dziedzictwo, starannie zacierając ślady po spadkodawcach, co z kolei kazałoby wątpić w „prawowitość” epoki nowożytnej jako samodzielnej formacji intelektualnej, a przynajmniej doszukiwać się w jej dorobku niespłaconego długu kulturowego.
Blumenberg podejmuje zdecydowaną polemikę z taką interpretacją współczesnej kultury umysłowej, dowodząc, że nowożytność formowała się w gruncie rzeczy w opozycji do chrześcijaństwa. Musiała odpowiedzieć na pytania pozostawione jej w spadku, ale uczyniła to samodzielnie i własnymi metodami, dlatego w pełni zasługuje na miano epoki prawowitej, wolnej od wszelkich długów kulturowych. Nie bez racji Ulrich Wilckens, protestancki biskup Lubeki, rodzinnego miasta Blumenberga, uznał Prawowitość epoki nowożytnej za radykalną próbę „odcięcia tych korzeni nowożytności, które tkwią w chrześcijaństwie”.