Mam wrażenie – obawiam się niestety, że prawdziwe – iż kobiety nadały ton męskiemu przeżywaniu wiary. Doszło wręcz do pewnego zniewieścienia mężczyzn w sprawach duchowych. Niełatwo dzisiaj o sympatię dla krucjat, powstań antyrewolucyjnych (Wandea, Cristiada), czy też walki z bronią w ręku za Boga, ojczyznę i rodzinę.
Pracę zniewieścienia religijnego mężczyzn dokonały również środki masowego przekazu, wtłaczające katolikom do głowy, że skoro chrześcijaństwo jest religią pokoju, to nigdy nie należy chwytać za miecz w obronie wartości, które są podstawą europejskiej Christianitas. Wszystko to w imię „miłości, pokoju i tolerancji”.
Zauważany jest kryzys tożsamości mężczyzny. Zniewieściałe ich wychowanie można zaobserwować już od przedszkola. O ile kilka lat temu zwyczajnym widokiem był obraz chłopców bawiących się zabawkami imitującymi broń, o tyle dzisiaj jest to rzecz raczej niespotykana, a wręcz potępiana przez nowoczesnych pedagogów.
W środowiskach chrześcijańskich pokutuje również niepełny obraz Chrystusa. Przedstawia się Go jako czułego przyjaciela wybaczającego grzechy, uzdrawiającego chorych, nawołującego do opieki nad bliźnimi. Zapominamy jednak o Panu Jezusie, który wywracał stoły w świątyni jerozolimskiej, gdy oburzony był targowiskiem, które uczyniono w domu Jego Ojca i który mówił, że przyszedł przynieść na ziemię miecz, a nie pokój.
Zapominamy wreszcie o słowach św. Pawła, który mówił: „Kiedy bowiem będą mówić: «Pokój i bezpieczeństwo» – tak niespodzianie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie umkną”. Oczywiście miłość jest filarem religii katolickiej. Jednakże świat współczesny zapomina, a wraz z nim część chrześcijan, że miłość jest nie tylko czuła i serdeczna, ale też wymagająca i twarda – zależnie od okoliczności.