Prawda i tylko prawda - czy w ogóle istnieje coś takiego? A może każdy z nas żyje w swego rodzaju bańce, w swojej kreacji świata, która niekoniecznie jest tak prawdziwa, jak nam się wydaje? Takie pytania na pewno wymusza thriller Stefana Ahnhema o tytule “Prawda i tylko prawda”. Pozornie jest to opowieść wakacyjna - dwie pary i zamiana domów, loty przez pół świata i miesiąc w oderwaniu od codzienności. A jednak od początku coś idzie nie tak, coś budzi wątpliwość postaci i czytelnika - czy to, czego doświadczają, jest prawdziwe, czy to wytwór i przeciążonej jet lagiem świadomości? Historię poznajemy z czterech punktów widzenia, każdego bohatera, który zgodził się na zamianę domów. I każdy opowiada coś nieco innego od reszty. Kto kłamie? Wydaje się, że nikt albo wszyscy - przez narrację trzecioosobową tak naprawdę nie wiemy za wiele o bohaterach, więc i nie znamy ich motywacji. A przecież te są najważniejsze, prawda? A tutaj czuć, że każdy skrywa te prawdziwe… Tylko dlaczego? Akcja toczy się tempem niespiesznym, intryga prowadzona jest naprawdę sprawnie - trzyma w ciągłym zaciekawieniu, raz po raz dziwi i zaskakuje, aż w końcu skręca w stronę, której z początku chyba nikt się nie spodziewa… To thriller z gatunku tych, które może nie zostawiają z wielkim ‘wow’ w finale, ale to, tak po zastanowieniu, chyba dodaje historii realności. Dobrze się czyta, dobrze się w opowieść wkręca, dobre są też tematy - w tych czasach odpowiedzieć na pytanie czym w ogóle jest prawda, to naprawdę wyzwanie.