Lata 80. zdeprecjonowały superbohaterów. Osłabiły czujność, odbrązowiły nieskalane charaktery, przyczyniły się do upadku herosów, by w latach 90. bezlitośnie ich uśmiercić, a później wskrzesić. Batman nie miał lekko - nie ma supermocy, nie ma rentgenu w oczach, nigdy nie pogodził się ze stratą rodziców, usadowił się w cieniu i cień go porwał. Stając się nocnym stworzeniem gotowym zapolować na przestępców. Tytuł - ,,Powrót Mrocznego Rycerza'' wyraźnie wskazuje, czego będzie dotyczyć. Bruce Wayne odszedł na emeryturę. Zestarzał się. Nie może oszukać czasu. Rabusie, bandyci, mordercy, szaleńcy siedzą w Arkham, więc zagrożenie minęło? No nie minęło. Na światło słoneczne wyszli mutanci - drobnomieszczańscy złoczyńcy zabijający dla przyjemności, którzy wiedzą, że nie ma nikogo, kto mógłby postawić się ich dowódcy. Wayne - nękany niesprzyjającymi wiadomościami z telewizyjnego odbiornika oraz wycieńczony niemocą służb państwowych - postanawia wrócić do gry. Ubiera kostium nietoperza chcąc zaprowadzić porządek, choć przewodniczący w talk-show wydaje wyraźny sygnał, dlaczego superbohaterowie nie są mile widziani w społeczeństwie.
Frank Miller polemizuje z wizją Alana Moore'a, gdzie superbohaterstwo jest zakazane. A głos ludu sprzeciwia się wariatom w maskach. Autor ,,Powrotu Mrocznego Rycerza'' daje kolejny sygnał, że peleryniarze są gatunkiem skazanym na gilotynę lub wygnanie. Zarazą, którą trzeba wytępić, lecz Batman jako ostoja sprawiedliwości nie może ulec rządowi - m...