Z pracownią prasłowiańską („Prasłowianami”, jak nas nazywano) byłam związana przez niemal całe zawodowe życie. To tutaj, pod bacznym okiem Mistrza Sławskiego i Kolegów, uczyłam się, jak być slawistką, to tutaj przyuczałam się do iście benedyktyńskiej akrybii, tutaj wreszcie otworzył się przede mną fascynujący świat etymologii słowiańskiej i indoeuropejskiej. Ogromna biblioteka stwarzała możliwości zapoznawania się ze światowym dorobkiem polonistycznym, slawistycznym i indoeuropeistycznym. Na materiałach prasłowiańskich oparłam moje główne prace: o nominach agentis i abstraktach dewerbalnych. Bywało, że gdy trzeba było skupić się nad materiałami leksykalnymi – pracownia stawała się dla mnie niemal drugim domem. Lubiłam i ceniłam niepowtarzalny jej klimat i możliwości, jakie stwarzała. W 1994 roku podjęłam równolegle pracę dydaktyczną w Kielcach. Był to dla mnie bardzo szczęśliwy życiowy krok. Było to „wyjście” spod stosów materiałów, ze świata historii słów i znaczeń w świat całkiem nowy – nowego środowiska, młodzieży studenckiej, nauczania, pracy żywym słowem. Dziesięcioletni okres kieleckiwspominam bardzo ciepło, jako jeden z lepszych i ciekawszych w moim życiu. Po Kielcach przyszedł czas na Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie – przepracowałam tu ostatnie dziewięć lat, aż do przejścia na emeryturę w 2013 roku. Byłam związana z Katedrą Języków Wschodniosłowiańskich Instytutu Filologii Rosyjskiej. Nowe wyzwania, nowe obszary dydaktyki. Ale podobnie jak w Kielcach, tak i tu przeważały wykłady i konwersatoria z językoznawstwa ogólnego (rozszerzonego o socjo- i psycholingwistykę), i tutaj był język staro-cerkiewno-słowiański, gramatyka porównawcza języków słowiańskich; doszły inne ciekawe przedmioty: gramatyka kontrastywna polsko-rosyjska oraz historia i kultura Słowian. Przez kilka lat prowadziłam na UP seminaria dla doktorantów – były to wyjątkowo interesujące zajęcia.