Od Gilgamesza do bin Ladena - pięć tysięcy lat sojuszu między religią a polityką. Coraz wyraźniejszy czynnik religijny we współczesnych konfliktach politycznych świadczy przeciwko tym, którzy jeszcze niedawno wieszczyli śmierć boga. Choć świat zachodni od czasów Oświecenia hołduje idei świeckiego państwa, okazuje się, że rację miał Gandhi, twierdząc, iż nie wiedzą, co religia oznacza, ci, którzy mówią, że religia nie ma nic wspólnego z polityką. Karen Armstrong w swej najnowszej książce ukazuje pięć tysięcy lat współistnienia religii i władzy, ich wspólne korzenie, wzajemny wpływ i niemożność oddzielenia działalności religijnej od politycznej nie tylko w przypadku Jezusa, Mahometa i Lutra, lecz także cesarza Konstantyna czy Krzysztofa Kolumba. Przygląda się zwłaszcza związkom trzech wielkich religii monoteistycznych z przemocą.