Niestety, życie Rose, Bena, a nawet ich trójki ich dzieci, otrzymało nader stereotypowy scenariusz od losu. Zwyczajnie. Pierwsze spojrzenie, muśnięcie, rumieniec na twarzy i czekanie na telefon. Wiara, że akurat ten facet jest wszystkiego wart. Potem małżeństwo, kochanie, dzieci... każdy dzień jest początkiem, a każda noc nie przynosi końca. Do dnia, gdy on już nie kocha.Czym ta powieść różni się od tych wszystkich płaczliwych nowel o złamanych sercach? Przede wszystkim naturalnością, wydarzeń i języka, którym ją spisano. Tym, że w tą opowieść się wkracza, chyłkiem, dziwnie wstydliwie, choć przecież wiadomo, że Rose chce nam się zwierzyć... Z tą powieścią się płacze, i rzadziej uśmiecha. Żyje. Wraz z bohaterką, nie przeżywamy jednak okresu jej duchowej odbudowy, początku innego życia, bez mężczyzny u boku, nie. Tym razem z nią kroczymy przez całe jej życie. Od samego początku i kolejnych... początków.