“Pieśń prorocza” Paula Lyncha to książka, która zdobyła Nagrodę Bookera 2023. I po lekturze przyznaję - absolutnie w żaden sposób mnie ta nagroda nie dziwi. Bo jest to powieść niesamowita. W punkt. Taka, której nie da się oddać w słowach, bo niesie sobą tak wiele, tak mocno dotyka tego samego rdzenia bycia człowiekiem i emocji, jakie się z tym wiążą. Jest to powieść i uniwersalna, i równocześnie bardzo współczesna, tak bliska temu, co teraz się dzieje, że budzi to prawdziwy lęk. Bo jest to opowieść o jednostce - kobiecie, matce, żonie, która żyje w kraju, w którym dzieje się źle. Jest to kraj cywilizowany, demokratyczny, z poparciem innych państw. A jednak atmosfera z tygodnia na tydzień się zagęszcza, a ustrój robi się coraz bardziej totalitarny. I my obserwujemy sytuację z punktu widzenia tego jednego człowieka, zwyczajnego człowieka, który ma swoje życie, swoje obowiązki, który musi dbać o bezpieczeństwo dzieci. A wokół którego niepostrzeżenie rozpętuje się piekło. Tym, co podkreśla te przesłanie, te emocje tak głęboko poruszające, jest sama budowa powieści - autor zrezygnował z myślników, przez co dialogi pisane są jednym ciągiem, tym samym, co reszta zdania. O dziwo, nie sprawia to problemów ze zrozumieniem, o wręcz odwrotnie - pogłębia to, co niesie sobą treść. Prowadzi w swego rodzaju trans, który sprawia, że lektura jest doświadczeniem niepowtarzalnym, mistycznym wręcz. Nie wiem czy to tylko w moją prywatną wrażliwość tak trafiła, choć chyba nagrody jakie otrzymała, potwierdzają, że nie tylko ja ją tak odczuwam. Niesamowita powieść - mówią Orwell naszych czasów, ja wolę nawiązać do “Opowieści podręcznej”.