Wiersze Michaela Krügera są delikatne, cechuje je urocza i bezwzględna, chciałoby się powiedzieć bezkompromisowa nieoficjalność. Zrobione są nie ze stali i nie z marmuru, tylko z jedwabiu. [...] Wydaje się, że wiersze Michaela Krügera dzieją się nigdzie — albo może tam, gdzie nigdzie dobrze by się czuło: na skraju lasu, w ogrodzie pod drzewem morwy, w wyobraźni, w opuszczonym sadzie, w miejscach niemożliwych, pod pajęczyną, w klatce papugi, raczej w niedzielę niż w poniedziałek, w małym miasteczku czy na odległym przedmieściu, a nie w jakiejkolwiek stolicy [...]. Te wiersze są skromne, miękkie — i piękne. Jak się to często zdarza, potrzebujemy chwili skupienia, a może kilkunastu takich chwil, żeby ich piękno uchwycić, i także ich oryginalność, biorącą się z ich „marginesowości”. To są glosy, komentarze pisane na mankiecie świata. Adam Zagajewski