O "Roju" pamięta coraz mniej ludzi, było to bowiem wydawnictwo przedwojenne, a o losach tej oficyny po wojnie w Ameryce wiedzą (i to niezbyt dokładnie) tylko specjaliści.
Książka Hanny Kisterowej ożywia poważny wycinek kulturalnego życia Warszawy, a w dalszej części przenosi czytelnika na grunt amerykański. Narracja autorki przywołuje z dawnej i niedawnej przeszłości wspaniałe postacie naszej literatury. Obok Melchiora Wańkowicza pojawia się staruszek Sieroszewski, a w bliskim ich sąsiedztwie robi furorę swoją „Dzikuską” Irena Zarzycka. Zecer Dołęga-Mostowicz przemienia się w pisarza. Szeroka prezentacja całej grupy literatów: Gojawiczyńskiej, Kuncewiczowej, Szelburg-Zarembiny, Ukniewskiej oraz Andrzejewskiego, Kadena-Bandrowskiego, Schulza, Wiecha, Boya-Żeleńskiego, splata się tu we wspólny sukces twórców i ruchliwej oficyny wydawniczej, która oprócz popularyzacji literatury polskiej położyła duże zasługi w przyswajaniu cennych utworów pisarzy obcych, z licznymi pisarzami radzieckimi włącznie.
Przy tym – jak wspomina Maria Kuncewiczowa – „w »Roju« nikt nikogo nie podziwiał, rozmowy nie miały charakteru konwersacji, tylko targów. Targów o honorarium, o wysokość nakładu, o recenzję, o prestiż, targów żartobliwych, raczej podobnych do droczenia się wydawcy z autorską myszką, której kot-wydawca wcale nie chce wykończyć, bo jest w niej zakochany”.
Dewizą „Roju” było: Nie kłamać – bawiąc, nie nudzić – ucząc. Tej dewizie pozostała wierna Hanna Kisterowa, dając czytelnikowi lekturę przyjemną i pożyteczną.