Z pewnością w "Pasażerce ciszy" stykamy się z odmiennym spojrzeniem na Chiny. Fabienne Verdier przedstawia czytelnikowi kraj z perspektywy swojego zaangażowania w sztukę. Chcąc posiąść wiedzę o kulturze i zgłębić sztukę malarstwa oraz kaligrafii decyduje się na wieloletnie poświęcenie życia w komunistycznym kraju. Perspektywa malarki jest nieco monotematyczna. Wszystko jest przetwarzane przez pryzmat szlifowania arkana chińskiej sztuki w Syczuanie. Z czasem "wymogła" kształcenie u ostatnich mistrzów kaligrafii stąd też wiele miejsca poświęcone tym osobą, samej metodzie i okolicznościom jakie wiązały się z całą nauką przedstawiciela Zachodu. W trudnych, koszarowych warunkach, wciąż pod czujnym okiem "przypadkowych" ludzi.
Mimo poruszania tak wielu aspektów życia codziennego opisywanych przez osobę pod wieloma względami odizolowaną od reszty, narażoną na ogromne problemy natury fizycznej i psychicznej nie odczuwa się tego w treści. Wszystko czyta się tak, jakby było napisane po opadnięciu wszelkich emocji. Mamy do czynienia ze zdystansowaną obserwatorką. Dystans nie jest zły, o ile nie zatraca się tej wyjątkowej pasji, która gna nas w odległe miejsca i pobudza do samorealizacji.
I tak, z jednej strony, Verdier realizuje powoli swoje dążenia poznawcze w dziedzinie malarstwa, wręcz zatraca się w kaligrafii, a z drugiej strony, za bardzo całość przysłania sztuka. Można poczuć się zagubionym w porównaniach do europejskiego malarstwa, jeśli nic by sie na ten temat ...