Parochia to dziwaczna monografia pewnej wyimaginowanej wioski z czasów tragicznej i groteskowej dyktatury Ceauşescu i jednocześnie fałszywy, ironiczny Bildungsroman, w którym mieszają się religijność, fantastyka, wiejskość i polityka. Wieś widziana jest oczami antybohatera, który nie chce wydorośleć, trzydziestoletniego chłopaka zakochanego w tajemniczej dziewczynie o imieniu Ninia, pojawiającej się zawsze ze świtą dziwnych zwierząt o zapachu chrupek, które wymykają się wszelkiej taksonomii. Nietypowa powieść Dana Comana łączy prozaizm realistycznej narracji z liryzmem upiornej wyobraźni, wynurzającej się z banalnej codzienności.
Gdy rosła trawa, spotykaliśmy się na polu, żeby popływać. Ninia kładła się na brzuchu z zapalonym papierosem, machała rękami i odpychała się czubkami butów, by sunąć do przodu. Strasznie lubiła tu pływać.
Zwierzęta podążały za nią w ciszy. Najodważniejsze zbierały się przy rozżarzonym koniuszku papierosa i lekko przechylały głowę w lewo.
Po chwili odwracała się na plecy i, w południowym słońcu, płynęła na wznak. To naprawdę napawało mnie entuzjazmem, więc tak jak stałem ubrany, wskakiwałem w środek wysokiej trawy i płynąłem ku niej.
Gdy rosła trawa, spotykaliśmy się na polu, żeby popływać. Ninia kładła się na brzuchu z zapalonym papierosem, machała rękami i odpychała się czubkami butów, by sunąć do przodu. Strasznie lubiła tu pływać.
Zwierzęta podążały za nią w ciszy. Najodważniejsze zbierały się przy rozżarzonym koniuszku papierosa i lekko przechylały głowę w lewo.
Po chwili odwracała się na plecy i, w południowym słońcu, płynęła na wznak. To naprawdę napawało mnie entuzjazmem, więc tak jak stałem ubrany, wskakiwałem w środek wysokiej trawy i płynąłem ku niej.
Fragment z książki