Fragment: Elektor Brandeburgski opierał się zrazu stanowczo propozycjom słusznego traktatu; szczęśliwe postępy i pomoc króla duńskiego napawały go otuchą, że porobione zdobycze utrzymać potrafi. W Kopenhadze również takież same co i w Berlinie żywiono względem króla szwedzkiego usposobienie. W końcu jednak elektor zawahał się wobec zwycięskich wojsk królewskich. Dał najprzód w zakład kilka punktów warownych nad Renem, gdzie kawaler de Sourdis, brygadier kawalerii osadził załogi francuskie. Niebawem jednak odstąpił od swego zamiaru i wolał raczej zrzec się zakładu, aniżeli zawrzeć proponowany z królem szwedzkim pokój. Poświęcił nawet piękne swe prowincje Kliwię, Jiilich i Marchię i cofnął się w głąb Niemiec, gdzie mając zgromadzone wojska i dość bliską pomoc ze strony Danii, łudził się nadzieją powstrzymania naporu wojsk francuskich.
Takie postanowienie znagliło króla Ludwika do nieoszczędzania nadal owego władcy. Wysłał tedy marszałka do Crequy nad granicę swego państwa, celem zgromadzenia tam wojsk, za którymi szła artyleria konna. Marszałek czekał dość długo z rozkazu królewskiego w Sedanie, w nadziei, że się elektor zreflektuje i nie dopuści zniszczenia tylu mieszkańców i krajów; gdy jednak kilkomiesięczne pogróżki nie poskutkowały, a elektor od zamiaru bronienia się nie odstępował, wydał król swej armii rozkaz do dalszego pochodu.
Takie postanowienie znagliło króla Ludwika do nieoszczędzania nadal owego władcy. Wysłał tedy marszałka do Crequy nad granicę swego państwa, celem zgromadzenia tam wojsk, za którymi szła artyleria konna. Marszałek czekał dość długo z rozkazu królewskiego w Sedanie, w nadziei, że się elektor zreflektuje i nie dopuści zniszczenia tylu mieszkańców i krajów; gdy jednak kilkomiesięczne pogróżki nie poskutkowały, a elektor od zamiaru bronienia się nie odstępował, wydał król swej armii rozkaz do dalszego pochodu.