Wielokrotnie słyszymy przeszywający dźwiek syreny w remizie strażackiej i za każdym razem przychodzi refleksja, co tym razem się wydarzyło. Bo strażacy wzywani są do działań wszelakich od ratowania przysłowiowego kota na drzewie, po ratowanie dobytku nomen omen w powodzi.
Strażak to w naszym pojęciu wysportowany, muskularny mężczyzna, który bez wahania wskakuje do płonącego domu.
W tej książce autorka, która jest zawodowym strażakiem pokazuje ten zdominowany przez meżczyzn świat oczami kobiety. Dużo tu ątkow osobistych, ale tak ma być, bo przecież to jej droga do celu. Choć wydaje się to niewiarygodne, to drobna kobietka często ma przewagę tam, gdzie trudno wejść. Początkowe niedowierzanie, że potrafi jest zamieniane na spojrzenia podziwu( i może to wydawać się laurką dla samej siebie, to skoro to potrafi to dlaczego nie).
Wielokrotnie podczas czytania wręcz czułam zapach dymu, a oczami wyobraźni starałam się dostrzec cokolwiek w zmiażdżonym aucie.
Nie brak tu i chwil wzruszających i budzących mocny sprzeciw. I poraz kolejny załam sobie sprawę z tego, że straż pożarna, to ludzie, bez ktorych nasze bezpieczeństwo wystawione jest na próbę, a oni po prostu nie zawodzą.