Zdarzyło się, że przywożono do szpitala rannych, postrzelonych lub ciężko pobitych ludzi, ale zdarzało się i tak, że wzywano pielęgniarkę do siedziby gestapo, aby udzieliła pomocy więźniom.
„Pewnego razu - zeznała Regina Liberman - wezwano mnie do gestapo, aby opatrzyć pobitego więźnia. Jak się okazało, miał on rany na pośladkach. Od bicia wytworzył się ropień. Na skutek mojej interwencji umieszczono go w żydowskim szpitalu.
Po wyleczeniu został ponownie zabrany przez gestapo. Zabrał go ze szpitala oskarżony Schneider. Wyglądając przez okno widziałam, jak Schneider jechał na rowerze, a więzień szedł przed nim. W pewnym momencie Schneider strzelił do więźnia i zabił go. Było to na ul. Porębskiej. Zwłoki zabrali chłopcy żydowscy. Jak się nazywał ten więzień, nie pamiętam. [...] Gdy byłam wzywana na gestapo, widziałam, jak Schneider bił przesłuchiwanych, a zemdlonych wykopywał z pokoju. [...]”