Wiecie co mnie ciągnie do książek? Czym musi zwrócić na siebie uwagę, bym ją przeczytała? Przede wszystkim to okładka, a później kilka linijek jej opisu. Mam taką zasadę, że nigdy nie czytam opisu do końca, by historia mogła mnie zaskoczyć, a nie zasugerować o czym jest i jak mniej więcej może się zakończyć. To wszystko właśnie sprawia, że czasami jestem ogromnie zaskoczona, tak jak w przypadku tej książki. Oprócz treści, chyba najbardziej zwróciłam tutaj uwagę na opisy miejsca, rzeczy, wydarzenia czy też sytuacji, gdyż albo były tu idealnie trafione i to porównanie było dobrane z najmniej oczekiwanym zdarzeniem. Ale były też i takie, które pasowały do siebie jak kot do sera, czym mnie rozbawiały. Wiecie, mi się wydawało, że nikt nie ma tak bujnej wyobraźni jak ja, gdzie w swoich historiach dobierałam postacie, by były ostatnimi osobami, które można tam spotkać. Teraz jednak widzę, że Mateusz Eder ma równie twórczą wyobraźnię. Normalnie rozłożył mnie na łopatki moment w którym kogoś porwało dwóch ludzi, olbrzym i karzeł wraz z instrumentami muzycznymi. Mało tego, że każda postać jest normalna, mamy tu bowiem postać jakby z kosmosu i przez jakiś czas nic o niej nie wiemy. Zamknęli ją we więzieniu, po czym ta osoba została porwana. Na jakiś czas ten wątek zostaje urwany i przechodzimy do osoby, która stara się odnaleźć uciekinierów. Niby pełni ona poważną funkcję, jednak jego zamyślenie powodowało, że nie zawsze zachowywał się logicznie. Tutaj chcę zwrócić uwagę na sposób ...