Oliva to dziewczynka dorastająca w małym miasteczku na Sycylii. Lubi biegać, uczyć się, zbierać z ojcem ślimaki i rysować aktorów w tajnym zeszycie. Boi się „czerwonej ciotki” bo wie, że gdy ta w końcu nadejdzie, nawet te proste i beztroskie przyjemności zostaną jej zabrane. Stanie się misą, w której po ślubie ma zakiełkować nowe życie. W małżeństwo ma jednak wkroczyć nietknięta, bo kto misę stłucze, ten ma ją wziąć.
Sycylia – słoneczna wyspa pełna zarośli i mafiosów. Takie są powszechne skojarzenia. Po przeczytaniu „Olivy Denaro” mnie kojarzyć będzie się z jednym z najbardziej opresyjnych przepisów, jakim był art. 544 kodeksu karnego, sankcjonujący zwyczaj małżeństwa naprawczego, usprawiedliwiającego gwałt. Długo zbierałam się do przeczytania tej książki, ale jak tylko zaczęłam nie byłam w stanie jej odłożyć. I mimo że temat trudny, to sposób pisania autorki, piękny, plastyczny a jednak prosty język sprawił, że nie byłam w stanie się oderwać. To jak świetnie skonstruowane są postaci bohaterów (zwłaszcza ojca i matki – ona przechodzi chyba największą, oprócz bohaterki, przemianę), jak zbudowana jest krok po kroku akcja, opisane zwyczaje i mentalność ludzi zamieszkujących małe miasteczko sprawia, że wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Scena, kiedy rodzina Denaro przemierza główną ulicę miasteczka , aby „uładzić”’ się z rodziną gwałciciela, przypomina scenę ze starych westernów, kiedy rewolwerowiec wolnym krokiem zmierza ku ostatecznemu starciu. Czy książka była inspirowana historią Francy Violi, która odmówiła małżeństwa ze swoim oprawcą, a jej postawa stałą się początkiem procesu zmian w prawie włoskim, doprowadzającym do uchylenia tego okrutnego przepisu? Pewnie tak, choć w książce zakończenie jest nieco bardziej gładkie niż w rzeczywistości.