Zanim skończyłam czytać tę książkę, jej objętość podwoiła się za sprawą wklejanych przeze mnie karteczek samoprzylepnych. Tak już mam, że gdy czytam książkę, lubię mieć pod ręką bloczek z karteczkami, by, gdy napotkam coś ciekawego, wymagającego przemyślenia, sprawdzenia bądź zanotowania, zaznaczyć dany fragment. Zwykle po skończonym dniu czytelniczym, albo po zakończeniu rozdziału robiłam „porządek” z karteczkami. W przypadku tej książki było inaczej: ciekawość dalszej treści nie pozwoliła mi na porządkowanie karteczek, nie mogłam się od niej oderwać. Z pewnością wrócę do tej książki niejeden raz.
To nieco przetworzona wersja pracy doktorskiej autora, niemieckiego historyka i slawisty, którą obronił w czerwcu 2002 roku. Autor starał się rzetelnie i obiektywnie przedstawić tragiczny koniec niemieckiego Wrocławia i trudne dziesięciolecia powojennej polskości tego miasta. Czy mu się udało? A któż to może ocenić? Zwłaszcza dziś, będąc świadkami sporów i kłótni dotyczących współczesnych nam wydarzeń, a przedstawianych krańcowo różnie (gdzie na poparcie każdej tezy są dowody, świadkowie, dokumenty itp…). Poza jednym wyjątkiem, gdy w tekście pojawiło się głupie słowo: „rzekome”, zakładające bardziej chęć oszustwa, a nie np. brak dowodów (podczas wizyty kardynała Augusta Hlonda u wikariusza kapitulnego, kardynał „przekazał mu rzekome życzenie papieża Piusa XII”, by Piontek zrzekł się jurysdykcji nad obszarami na wschód od Odry i Nysy, żeby Hlond mógł wprowadzić tam po...