Dwie plamki w lewym oku, dwie plamki w prawym. Trochę kadmium do seledynu. Jeszczcze plamka, jeszcze, jeszcze. Wciąż krzycząc: "Proszę się nie ruszać!" dodałem parę seledynowo-bzowych płatków tam i tam. I od razu obraz ożył. Przede mną był salonowy portret pani N., bynajmniej nie drastyczny lecz na swój sposób pikantny, bo o trochę dwuznacznym spojrzeniu. Chciało mi się skakać z radości.
Michał Choromański, Schodami w górę, schodami w dół, 1967