Zbiór najróżniejszych katastrof - od erupcji wulkanów bo lawiny błotne, uszkodzenia statków i Titanica, Challengera, Czarnobyl, platforma wiertnicza w ogniu kończąc na trefnym zawale serca maszynisty w rozpędzonym pociągu.
Spodziewałam się kilku historii ogólnoznanych i przemaglowanych, a, poza nimi, dostałam opis mało znanych katastrof. Ktoś wiedział, że w Rumunii spalili się Polacy w kominie? Ktoś wiedział, że w porcie Halixaf był wybuch podobny do tego w Bejrucie "20? Ktoś wiedział o ww. zawale maszynisty, po którym pociąg wpadł do rzeki? No ja nie, a teraz już wiem i znam. Oczywiście mamy tu również Czarnobyl czy Challengera, no cóż, to też były straszne katastrofy XX wieku i gdyby ich tu nie było, to byłoby ... dziwnie. Wszak katastrofa katastrofie nierówna, ale równie ważna.
Autor, opisując, dorzuca odczucia 'bohaterów', często gęsto przedstawia ich i podkreśla niezawinienie w sytuację, w związku z czym dostajemy emocjonalny bagaż w opisie. Mnie tak średnio ten zabieg się podoba - ja wiem, wiem, że uciekając z pożaru człowiek myśli albo o bliskich, albo za jakie grzechy, albo po prostu gna przed siebie i dlatego też autor nie musi mi to pisać. Tak samo, jak nie muszę wiedzieć, że tam Pan X właśnie odbierał mleko od mleczarza. Ma to urealnić dramat sytuacji, ma podnieść smutek i horror przyszłych wydarzeń, ale. Ale o tym dramacie wiem i czuję ten smutek i nie mam potrzeby nasilania, po prostu wiem, że to dramat.
Jak na katastrofy międzynar...