Nie mogłam nigdzie dostać, nie miałam za bardzo gdzie pożyczyć, więc kupiłam. Nie lubię obecnie kupować książek w ciemno, ale zaryzykowałam.
Pierwsze co zauważyłam i co powstrzymywało mnie tak długo przed lekturą to informacja na okładce, że to Sex w wielkim mieście w wampirzym wydaniu. Już chyba bardziej nie można było mnie zniechęcić do lektury. Postawiłam na półce i czekały. Do dzisiaj.
Może taki czas, może faktycznie musiały się odstać, może i ja musiałam siebie przekonać do czytania, ale dzisiaj wyciągnęłam i zaczęłam czytać.
I dawno tak dobrze się nie bawiłam.
Jest lekko.
Odprężająco.
Śmiesznie.
Niekiedy absurdalnie.
Zabawnie.
Jak nie mam w sobie umiłowania ku swej płci, tak tutaj przyznam, że Betsy mnie pokonała. W niej można się albo zakochać, albo uznać za idiotkę i obchodzić szerokim łukiem. Ja bym niczym te psy biegała za nią.
Szalenie sympatycznie skonstruowana bohaterka, ze swoim podejściem do świata, dobrem w sercu, dystansem do wszystkich i wszystkiego. W sumie nic dla niej nie jest niemożliwe, nawet jeśli od samego początku jest na przegranej pozycji. Mocny kręgosłup, mocne kości i wielkie serce. Otwarte dla tego lubieżcy Sinclaira. A jako, że podejrzewam, że i dziewczyny mówią prawdę i moje przeczucie jest właściwe, pewnie coraz bardziej będzie się na niego otwierać.
Co z tym seksem?
U niego czworokąt, u niej delikatny trójkąt. Ani jedno, ani drugie nie jest w kręgu moich zainteresowań czytelniczych, ale chyba scena pod prysznicem zrobiła na mnie większe wrażenie. Myślę, że głównie z powodu Betsy, która w pewnym momencie dopuszcza do siebie coś, co jeszcze kilka dni temu było dla niej nie do pomyślenia. Ale i zachowania Tiny. To mnie ruszyło. Wzruszyło? W przeciwieństwie do sceny widzianej oczami Betsy gdy Sin obracał w łóżku trzy laski. Przyznam, że zmysłowości tam żadnej nie dostrzegłam, nie przekonały mnie duże gładkie tyłki i porozkładane grube uda. Może to i lepiej, bo jeszcze bym polubiła tę scenę i wtedy miałabym jeszcze większy problem.
Podobała mi się fabuła, choć do zbyt skomplikowanych nie należy. Ale jak na moje oko spełniła swoje zadanie. Było interesująco i zabawnie. Głównie przez Betsy, ale i, co powiem z wielkim ociąganiem, ale oddając prawdę, przez narrację. Inna by w tym przypadku zamordowała tę książkę.
Gdybym miała się czepiać, zjechałabym rozwiązanie wampirzego konfliktu. Ale jako, że nie mam ochoty, a powinnam jeszcze napisać, że przyjaciele królowej zasługują na dodatkowe brawa, to przemilczę zakończenie.
Nigdy nie rozumiałam tej miłości do butów, marek i projektantów, ale tutaj ma swój urok. A już jako forma przekupstwa jest rewelacyjne.
Polecam.