"Niech żyje dyniowa królowa" to historia osadzona w uniwersum znanym z filmu "Miasteczko Halloween" Tima Burtona. Bardzo lubię koncepcję portalów w drzewach, dzięki którym można przenieść się do miasteczek różnych świąt. Tak jest i tutaj - razem z tytułową bohaterką będziemy mieć okazję odwiedzić kilka z nich.
Ci, którzy oglądali film rozpoznają na okładce Sally - lalkę uszytą z różnych skrawków wypełnioną liśćmi, która żywi romantyczne uczucia względem Jacka Skeletona. Ta książka pisana jest właśnie z jej perspektywy i mnie to nie dziwi - zasługiwała na własną historię i większą rolę 😁
Powieść napisana jest w narracji pierwszoosobowej, z rzucającą się w oczy ilością wtrąceń i przeżyć Sally (dla mnie było tego troszkę za dużo 🙈). Zaczyna się podróżą poślubną Sally i Jacka, a później toczy w mniej oczekiwanym kierunku. Na miasteczka pada wielkie zagrożenie i tylko Sally może uratować je wszystkie.
Fabuła tej krótkiej opowieści ma swoje mocne strony, podobało mi się wplecenie zaginionego Miasteczka i postaci Piaskuna, którą bardzo lubię w wielu różnych legendach i przekazach. Były jednak pewne rozwleczone fragmenty, co przy tak małej ilości stron nie powinno się zdarzyć. Autorka pokusiła się też o parę rozwiązań, które moim zdaniem były przekombinowane.
Dużą zaletą tej książki jest jej klimat, niektóre sceny faktycznie przypominały mi te z Miasteczka Halloween i wzbudziły różne wspomnienia 😁
Warto sięgnąć po tę książkę, gdy już ...