ŻMIJA ŚRÓD KWIATÓW
- Gdzie to nasza panienka tak dąży? - z uśmiechem zapytał pan Orłowski na widok córki, zbiegającej z ganku w towarzystwie ulubionego psa Puka.
- Do stajni, tatusiu, zaprząc kuckę. Chcę ostatni raz przewieźć pannę Idę na spacer - odrzekło dziewczę, 15-letni podlotek o piwnych oczach i ciemnych warkoczach wymykających się z pod skromnego słomkowego kapelusika.
Zbliżyła się do ojca i, ujmując jego ramię, dodała.
- Pójdziemy razem, tatusiu.
- Pójdziemy razem, tatusiu.
Zamienili ze sobą spojrzenie pełne tkliwości.
- A więc panna Ida nie dała się uprosić i koniecznie chce wyjechać jutro? - mówił pan Orłowski, okrążając z córką klomby i trawniki, oddzielające dwór od zabudowań folwarcznych.
- Tak, tatusiu, powiada, że musi jechać, choć przypuszcza, że serce jej pęknie z żalu i tęsknoty za nami.