Jest letnia noc 1958 roku. Zdążamy ku granicy Afganistanu. Szwecję opuściliśmy przed przeszło pół rokiem, ale jeszcze odczuwamy więzy, łączące nas z ojczyzną. Dokoła wszystko wciąż jest obce.
Kiedy przecinamy wyschłe łożysko rzeki, drobne kamienie ze zgrzytem odbijają się od stalowego fartucha, zasłaniającego od dołu silnik samochodu. Światło reflektorów ostro rysuje przed nami koleiny drogi i kolczaste przydrożne krzaki. Na wyżynnych pustyniach i stepach Iranu rośnie ponad pięćset gatunków kolczastych krzaków.