Zaczynam re-read całego Puzo, tym razem chronologicznie wg kolejności wydania. W tym wypadku nie do końća pamiętałem o czym książka była i czytałem ją niemal jak coś nowego dla siebie.
I muszę powiedzieć, że tak bardzo, jak jego twórczością (całościowo) jestem zachwycony, tak też to dzieło średnio przypadło mi do gustu. Taka klasyczna "powieść o niczym", będąca pozbawionym fabuły portretem epoki, w trakcie której to powieści bohater snuje się po różnych miejscach, rozmawia z różnymi postaciami, a my na koniec zostajemy z pytaniem "ty, ale co tu właściwie chodziło?".
Fabuła dość szczątkowa (chociaż OK: jakaś tam w siermiężny sposó przedstawiona powiedzmy że jest), dialogi bohaterów pozbawione głębi, emocji typu strach, zaskoczenie, szczęście czy radość, podczas czytania nie ma, niewiele tu ciekawostek do wynotowania, czy głębokich myśli.
Czegokolwiek ja szukam w literaturze, tutaj niestety nie znalazłem. Myślałem postawić pięć gwiazdek "bo to Puzo", ostatecznie jednak będę sprawiedliwy. Na napisanie, wydanie i znalezienie się w księgarni zasługują tylko dobre książki. Ta nie zasługuje, nawet jeżeli pisał ją Puzo.