Był sobie kiedyś mały chłopiec. Żył w najbardziej niesprawiedliwym kraju świata. Kraj ten rządzony był przez istoty, które według wszelkich ludzkich pojęć powinny zostać uznane za degeneratów. Ale nie zostały. I było miasto. Najpiękniejsze miasto na ziemi. Z ogromną szarą rzeką, która zawisła nad swym odległym dnem jak ogromne szare niebo nad tą rzeką. Wzdłuż rzeki wznosiły się wspaniałe pałace o tak pięknych i kunsztownych fasadach, że kiedy chłopiec stał na prawym brzegu, lewy wyglądał jak gigantyczny odcisk mięczaka zwanego cywilizacją. Która przestała istnieć. (z eseju Mniej niż ktoś)